Delta 12/2023

Twierdzenie Białynickiego-Biruli o rozkładzie

Wyprawa na biegun północny. Wyobraźmy sobie podróżników na powierzchni Ziemi wyposażonych w kompasy wskazujące północ (przyjmijmy, że północ magnetyczna i geograficzna to to samo i że nie ma żadnych lokalnych anomalii). Wskazania kompasów w okolicach biegunów północnego N i południowego S pokazują rysunki na marginesie. Każdy z podróżników chce dotrzeć na biegun północny. Jeśli podróżnik nie znajduje się akurat na biegunie, to wie, co ma robić: wędruje wzdłuż południka, na którym się znajduje, zgodnie ze wskazaniem kompasu. Ale na biegunie kompas jest bezużyteczny, bo nie pokazuje jednego kierunku – bieguny są punktami krytycznymi dla zadania podróżnika. Mimo to podróżnik będący na biegunie północnym umie poradzić sobie z zadaniem: po prostu stoi w miejscu.

W ten sposób zadanie dotarcia do bieguna i sam proces podróży dają nam podział powierzchni Ziemi (którą matematyk widzi jako sferę) na części, nazywane komórkami. Jedna to prawie cała sfera wraz z punktem N, druga jest jednopunktowa i składa się z bieguna S. Zauważmy, że komórki są w pewnym sensie prostsze niż wyjściowa sfera: ta większa komórka to właściwie płaszczyzna, tylko trochę wygięta.

Twierdzenie o rozkładzie. Powyższy przykład wygląda na łatwy, ale Czytelnik może sobie wyobrazić, że jeśli zamiast sfery próbujemy podzielić na proste kawałki przestrzeń o mniej oczywistej strukturze, to problem robi się znacznie ciekawszy. Dla pewnej klasy przestrzeni rozwiązaniem jest twierdzenie Andrzeja Szczepana Białynickiego-Biruli o rozkładzie, które można wypowiedzieć jednym zdaniem:

Jeśli pogrupujemy punkty rozmaitości X względem granic przy działaniu grupy K, to otrzymamy zaskakująco ładne i mniej skomplikowane podrozmaitości.

To, że X jest rozmaitością, znaczy, że w bliskiej okolicy każdego swojego punktu przypomina zwykłą przestrzeń euklidesową: prostą, płaszczyznę, przestrzeń trójwymiarową być może trochę zakrzywioną. Taką strukturę mają na przykład okrąg, sfera, powierzchnia torusa, ale też bardziej skomplikowane formy, jak przestrzeń rzutowa (o której za chwilę).

Oprócz rozmaitości mamy grupę, czyli zbiór elementów, na których możemy wykonywać pewne działanie oraz je odwracać. Na przykład grupę R niezerowych liczb rzeczywistych, które da się mnożyć i dzielić. Taka grupa działa na pewnej rozmaitości, jeśli każdy jej element coś robi z punktami rozmaitości, jakoś je przestawia. Co więcej, te przestawienia mają być zgodne z mnożeniem w grupie, ale tu nie będziemy potrzebowali tego dokładnie wyjaśnić.

Spróbujmy w tym języku opowiedzieć o wyprawie na biegun północny. Jak zwykle, zamiast o powierzchni Ziemi myślimy o sferze S2 zanurzonej w trójwymiarowej przestrzeni R3. Opiszmy tę sferę równaniem x2+y2+z2=1. Działa na niej grupa R w następujący sposób. Trzecią współrzędną punktu na sferze możemy zapisać jako z=r24r2+4 dla pewnego rR. Wtedy liczbie tR przypiszemy przekształcenie S2, które przesuwa punkt wzdłuż południka do punktu o trzeciej współrzędnej zt=t2r24t2r2+4. Skąd te wzory? Pochodzą od mnożenia przez liczby z R, jeśli najpierw rozprostujemy południk przekształceniem odwrotnym do rzutu stereograficznego. Geometryczny charakter przedstawionych zależności prezentuje rysunek na marginesie.

Oczywiście współrzędne x i y też się zmienią – w taki sposób, żeby podróżnik został na tej samej długości geograficznej – ale nie potrzebujemy znać dokładnie ich nowych wartości. Zauważmy jeszcze, że bieguny moglibyśmy (niezbyt ściśle) opisać, w miejsce r wstawiając 0 oraz .

Twierdzenie o rozkładzie mówi o grupowaniu punktów S2 względem granic przy działaniu R. Możemy zapisać zt=r24/t2r2+4/t2, skąd widać, że dla każdego r0 (czyli z1) jeśli t dąży do , to zt dąży do 1. A jedyny punkt na sferze, w którym z=1, to biegun N. Wobec tego grupowanie punktów S2 względem granic przy badanym działaniu wyodrębnia, jak przewidzieliśmy, dużą komórkę złożoną z całej sfery oprócz bieguna S, dla której granicą jest biegun N. Druga komórka jest jednopunktowa, złożona z bieguna S, który jest swoją własną granicą przy działaniu R, czyli tak zwanym punktem stałym.

Granice, których brakuje. Jak widać, granice przy działaniu grupy są kluczowym elementem twierdzenia o rozkładzie. W powyższym przykładzie mieliśmy szczęście, i udało nam się je dość łatwo obliczyć. Spójrzmy teraz na sytuację, która pomoże nam lepiej zdefiniować granice przy działaniu grupy w ogólnym przypadku.

Niech K=R i określmy działanie R na płaszczyźnie R2 wzorem ()t(x,y):=(t1x,ty), gdzie tR. Jaka jest granica punktu (x,y) przy tak określonym działaniu? Jeśli y=0, to sprawa jest prosta: limtt(x,y)=limt(t1x,ty)=limt(t1x,0)=(0,0). Ale jeśli y0, to ta granica nie istnieje na płaszczyźnie Fakt, że czasem tak się dzieje, jest irytujący. Mamy kłopot, ponieważ użyliśmy płaszczyzny R2, której brakuje ,,punktów w nieskończoności”. Problem ten odczuwało już wielu matematyków i istnieje standardowe lekarstwo: zamiast płaszczyzny R2 powinniśmy rozważyć płaszczyznę rzutową.

Płaszczyzna rzutowa to wersja płaszczyzny z ,,wbudowaną nieskończonością”. W Delcie o niej nie raz już była mowa – po krótki opis można sięgnąć do Δ194, ale lepiej poznać ją z różnych punktów widzenia w Δ135. Tutaj zdefiniujemy ją jako zbiór punktów R3{(0,0,0)} (tak!), gdzie utożsamiamy punkty (x0,y0,z0) oraz (x1,y1,z1), jeśli są proporcjonalne, czyli istnieje taka liczba λR, że x1=λx0, y1=λy0, z1=λz0. Klasę tak utożsamionych punktów oznaczamy przez (x0:y0:z0), a zbiór wszystkich tych klas to właśnie płaszczyzna rzutowa, oznaczana jako RP2. Dodajmy, że z przedstawionej definicji wynika, iż (x0:y0:z0)=(λx0:λy0:λz0) dla każdej niezerowej liczby λ.

Z tej definicji nie widać jednak zupełnie, dlaczego RP2 nazywa się płaszczyzną rzutową. Otóż w każdej klasie (x0:y0:z0)RP2, gdzie z00, jest dokładnie jeden punkt z ostatnią współrzędną równą 1 – to (x0/z0,y0/z0,1). Możemy więc utożsamić zbiór U:={(x0:y0:z0)RP2 | z00} ze zbiorem R2, gdzie punktowi (x0:y0:z0)RP2 odpowiada (x0/z0,y0/z0)R2. Pozostałe punkty RP2, te postaci (x0:y0:0), uważamy za dodane do płaszczyzny U punkty w nieskończoności.

Wracając do naszego przykładu, możemy zdefiniować działanie R na RP2 poprzez t(x:y:z)=(t1x:ty:z). Jeśli popatrzymy na U, to t(x:y:1)=(t1x:ty:1), co dokładnie zgadza się ze wzorem (), którym powyżej definiowaliśmy działanie na R2. Teraz wreszcie możemy znaleźć granicę dowolnego punktu przy tak ustalonym działaniu. Mianowicie, jeśli weźmiemy (x:y:z)RP2, gdzie y0, to limtt(x:y:z)=limt(t1x:ty:z)=limt(t1t1x:t1ty:t1z)==limt(t2x:y:t1z)=(0:y:0)=(0:1:0).

Prościej można obliczyć granicę punktu (x:0:z)RP2, gdzie z0: limtt(x:0:z)=limt(t1x:0:z)=(0:0:z)=(0:0:1). Ostatni nierozważony jeszcze punkt RP2 to (1:0:0). Ale w tym przypadku t(1:0:0)= (t1:0:0)=(1:0:0), czyli mamy punkt stały działania.

Jak wobec tego wygląda pogrupowanie punktów względem granic przy działaniu R? Zbiór punktów takich, że y0, których granicą jest (0:1:0), można utożsamić z płaszczyzną R2 (podobnie jak powyżej punkty, dla których z0). Zbiór punktów takich, że y=0, ale z0, dla których granicą jest (0:0:1), utożsamia się z prostą R. Ostatni zbiór składa się z punktu (1:0:0). Otrzymaliśmy więc podział płaszczyzny rzutowej na bardzo ładne części – ładne w tym przypadku oznacza, że można je utożsamić z Rn dla pewnego n, zależnego od granicy.

Tytułowe twierdzenie, które wreszcie możemy dokładnie sformułować, mówi, że to samo będzie się działo dla każdego (algebraicznego) działania na każdej gładkiej podrozmaitości w każdej przestrzeni rzutowej (nie tylko na płaszczyźnie). Teraz zamiast R będziemy dla większej ogólności pisać K, bo twierdzenie działa nie tylko dla ciała liczb rzeczywistych. Ustalmy też różne liczby całkowite a0,,an i zdefiniujmy działanie K na KPn wzorem t(x0:x1::xn)=(ta0x0:ta1x1::tanxn). Zbiór punktów o ustalonej granicy p nazywamy (ujemną) komórką Białynickiego-Biruli stowarzyszoną z p.

Twierdzenie (ASBB, 1973). Niech XKPn będzie gładką podrozmaitością taką, że KXX, czyli działanie nie wyprowadza punktów X poza X. Wtedy każda komórka Białynickiego-Biruli w X jest izomorficzna z przestrzenią liniową Kni dla pewnego niN zależnego od komórki.

Inne ciała. Jak wspomnieliśmy powyżej, nie korzystamy z żadnych szczególnych własności ciała liczb rzeczywistych. Analiza przykładu przebiegałaby właściwie tak samo, gdyby za R wszędzie podstawić Q. Ba, ten argument działa nawet, jeśli zamiast R wybierzemy ciało liczb zespolonych C lub ciało Zp, które ma p elementów, dla liczby pierwszej p. Musimy jedynie zachować konwencję, że limttnx jest równe zero dla każdego naturalnego n>0 i każdego x z C czy Zp. To wiedzie do paradoksalnego, ale słusznego wniosku, że używane powyżej pojęcie granicy nie wymaga żadnej ,,ciągłości”! Przykładowo, Czytelnik może obliczyć, że Z2P2 składa się jedynie z siedmiu punktów: (0:0:1), (0:1:1), (1:0:1), (1:1:1), (1:0:0), (0:1:0), (1:1:0), a mimo to równość limtt(1:1:1)=(0:1:0) dla działania z naszego przykładu nadal zachodzi.

Gładkość. Komórki Białynickiego-Biruli można też zdefiniować w ogólniejszym przypadku, bez zakładania gładkości. Ustalmy tylko XKPn spełniający KXX. Wtedy definiujemy X+ jako zbiór wszystkich K-niezmienniczych odwzorowań z K do X. Nie jest jasne, dlaczego na tak określonym zbiorze da się zbudować strukturę przestrzeni. Dopiero W. Drinfeld w roku 2013 dowiódł, że to możliwe. Przestrzeń ta okazała się bardzo użyteczna w badaniu przypadku odległego od gładkiego – w tzw. przestrzeniach moduli. Ale to już temat na inny artykuł.

Zakończenie. Chcielibyśmy zakończyć niniejszy artykuł fragmentem odpowiedzi Andrzeja Szczepana Białynickiego-Biruli na pytanie o pożytki z powszechnego nauczania matematyki, będące częścią przeprowadzonej przez Deltę ankiety (Δ9510):

(…) roli matematyki nie można sprowadzać do znajomości wzorów i faktów. Sądzę, że ważna jest szkoła myślenia, którą daje matematyka każdemu, pewna dyscyplina formułowania i wypowiadania poglądów i argumentów. Brak takiej dyscypliny może bardzo w życiu przeszkadzać.

Na trzech stronach tego artykułu przebyliśmy dość daleką drogę – od wprowadzającego przykładu o podróżnikach na sferze do analizy bardzo abstrakcyjnych struktur. Mamy nadzieję, że lektura była dla Czytelników dobrym treningiem wspomnianego wyżej matematycznego myślenia.